Bieszczadzkie świty

Bieszczadzkie świty

Kto rano wstaje…

Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że nie dla mnie pobudki przed wschodem słońca. Nigdy się nie siliłam na taki heroizm, dla kilku ładnych kadrów. Okazuje się, że „na wakacjach” człowiek ma zupełnie inaczej.

Okazuje się, że całkiem sprawnie można w październiku wstać przed świtem, oraz zupełnie dobrowolnie bez kawy wdrapać się pod solidną górkę. 

Oczywiście gdybyśmy sami na własną rękę szukali dobrych fotograficznie miejsc, pewnie byśmy tak sprawnie sobie nie poradzili. Jednak dzięki niezastąpionej uprzejmości baligrodzkiego leśniczego, pana Kazimierza Nóżki, zostaliśmy poprowadzeni w punkt z którego mogliśmy obserwować wschodzące słońce nad bieszczadzkim masywem Otrytu. 

Drugi wschód

W czasie tego wyjazdu co bardziej sprawni w porannym wstawaniu zaliczyli zdecydowanie więcej wschodów. Także bez obaw nie nadwyrężyłam zbytnio swojego wewnętrznego śpiocha 😉

Za drugim razem wyszliśmy już w bardzo okrojonym gronie, bo część z nas zdążyła już wrócić do domu. Postanowiliśmy zwiedzić bukowieckie łąki.

Po dotarciu

do najwyższego, ale jeszcze odsłoniętego od drzew w kierunku wschodnim punktu, zdążyliśmy na parę sekund przed świtem. Za moment miał się rozpocząć spektakl, który możecie obejrzeć na zdjęciach w  górnej i dolnej galerii. Widać na nich, jak prawie sekunda po sekundzie wstaje słońce znad Doliny Sanu ukrytej za szczytem góry Korbani.

Prev Rower jest dobry na wszystko
Next W świątecznych iluminacjach miasta
portret na fotelu świętego Mikołaja

Comments are closed.